Gwara mazurska - Jakżem spodnie jednym siewkiem szył

Jakżem spodnie jednym siewkiem szył Podczas wojny nie można było kupić ani sukna, ni jakiegoś innego materiału na ubranie; wszystko było na becugszejny (talony). Miałem w szafie cienki koc, który tam leżał i leżał. Pomyślałem, czyżby nie można było z niego uszyć spodni. Anny nie chciałem pytać. Ona umie dobrze szyć, ale tylko sukienki dla swoich dziewcząt. Nie widziałem, by szyła spodnie. Ja, gdy czasami odwiedzałem wuja Gotliba, który się krawiectwem zajmował, zawsze mu się przyglądałem, w jaki sposób szył spodnie jednym szwem. Spodnie odświętne zawsze szyje się dwoma szwami: jeden od kroku do dołu a drugi z boku od pasa do dołu. No, takie spodnie, na co dzień, by pójść na pole i do innych robót, to wystarczy szyć jednym szwem, są tańsze. Prawie zapomniałem, jak on to robił. Ale położyłem stare spodnie, których już nie nosiłem, na stół w mojej izbie i długo na nie patrzyłem. Jak to tu począć? Żeby to jakiś model był. Poszedłem do ustępu, bo tego dnia tam jeszcze nie byłem. Zapaliłem fajkę, by nie cuchnęło. Siedzę, stękam pod nosem i tak sobie rozmyślam, w końcu doszedłem do rozwiązania. I to jak łatwo! Poszedłem znowu do izby, wziąłem duże nożyce i zacząłem stare portki rozpruwać. Tylko obłok kurzu mi koło nosa fruwał. A niech cię! Musiałem kichać, jak gdybym miał katar. Jaki kurz mogą sprawić takie stare portki! Wszystko dokoła rozprułem i poszedłem do Anny, żeby mi te części żelazkiem przeprasowała. - To co, ojczulku, robicie ze starymi portkami? - zapytała Anna. Gdy jej powiedziałem, że z koca szyję portki jednym szewkiem, to się za głowę złapała. - To wy, ojczulku, umiecie uszyć takie portki? - zdziwiła się moja córka. Ale wzięła żelazko, akurat w tym czasie prasowała jakieś koszule dla swego męża, i pociągnęła po moich częściach rozprutych starych portek. Pięknie wyglądały stare łaty, takie gładkie. Wróciłem do mojej izby. Diabli bodaj by wzięli! A tam jeszcze tyle kurzu, że musiałem okno otworzyć. Stanąłem koło okna i patrzyłem na dwór. Taka piękna pogoda, a ja tu siedzę i portki szyję. A w dupie, wezmę kij i pójdę do Samuela. Samuel mieszka w Lipińsku, tam gdzie i ja się urodziłem. Wdziałem lekką marynarkę i czapkę na głowę, bo słońce mocno parzyło, wsadziłem do kieszeni fajkę i wieprzowy pęcherz z tytoniem. Gdy wyszedłem z sieni na dwór, to mało co nie rozdeptałem małych kacząt, które siedziały na progu. Ażeby was… Indyczka, która je wysiedziała, narobiła krzyku, a indory na podwórku, kręcąc ogonami swe koła, odpowiedziały jej. Gustav, dający koniom obrok, wylazł przez drzwi i popatrzał, co się dzieje. Machnąłem ręką i poszedłem do Lipińsk. Wieczorem wróciłem do domu - a moje portki jeszcze na stole leżą. Nie portki, tylko koc. Zachęciło mnie do dalszej roboty. Położyłem przeprasowane kawały starych portek na koc i poszukałem kredy, była w kieszonce mojej kamizelki. Kredom obszedłem dookoła stare kawały i nożycami powycinałem z koca wszystkie części.
Back to Top